Rozdział 15
-Ok. w sumie racja dawno nic nie dodawałem.
- Co masz zamiar dziś robić?
- No nie wiem.
- A która godzina?
- 12
a co?
- Jedziemy dziś do moich rodziców?
- Co?!
- Nie denerwuj się a co będziemy robić na dwie
godzinki albo na jedną.
- A daleko mieszkają?
- Dwie godziny drogi.
- Znasz drogę?
- Pewnie.
- To o 13 w samochodzie?
- Dobra idę się zbierać.- wysłałam mamie
widomość, że dziś wpadniemy będziemy za 2 godziny.
Ubrałam się w 5 minut.
- To jak jedziemy?
- Jasne.
Zamknęłam mieszkanie i ruszyliśmy w drogę.
Zibi jechał jak pirat.
- Zwolnij piracie.
- No dobra.
Zwolnił od razu odetchnęłam.
- I jak stresujesz się?- spytałam.
- Troszkę, a ty?
- Bardzo.
- Co czemu?
- Chyba nie znasz moich rodziców.
- To może wrócimy?
- Nie jesteśmy prawie w połowie drogi.
- Tak ?
- Tak jechałeś jak wariat jeszcze 30 minut u
będziemy w domu.
O 15 zajechaliśmy na miejsce. Do tego białego
domu.
- Ładny masz dom.
- Nie ja tylko moi rodzice.
Weszliśmy do domu ja jakoś weszłam po
schodach.
- Zadzwoń kochanie zobaczymy reakcje mamy.
Zibi zadzwonił po chwili otworzyła drzwi mama.
- No hej mamo postanowiliśmy wpaść do was
wcześniej.
Mama stała bez ruchu.
- Mamo dobrze się czujesz?
- Tak, tak, a zapomniałam to jest mój chłopak
Zbyszek Bartman.
- Miło mi panią poznać.
- Mi też miło Ciebie poznać wejdźcie.
Zaczęłam się śmiać z mamy.
- Wejdźcie- weszliśmy do salonu.
- Co się napijecie? Kawę, herbatę?
- Ja kawę poproszę.- powiedział Zibi.
- Ja też.
- Julka mogę Cię prosić na chwilę.
Poszłyśmy do kuchni.
- Tak mamo?
- Nie mówiłaś, że jesteś z siatkarzem.
- Miała być niespodzianka.
- Co Ci się stało w nogę?
- A nawet nie wiem coś ze ścięgnami.
- Gdzie tak się urządziłaś?
- A grałam w siatkę i źle stanęłam a tak w
ogóle gdzie jest tata?
- Zaraz przyjdzie.
- Poszłam do Zibiego.
- Hej kochanie jak pierwsze wrażenia?
- No dobre.
Uśmiechnęłam się.
- Zaraz przyjdzie tato.
- Super.
Mama przyniosła talerz z ciastem.
Po chwili kawę.
- To od jak dawna jesteście?
- w sumie od 2 miesięcy.
- Mieszkacie razem?
- Tak.
- Myślicie o ślubie?
- Mamo!- krzyknęłam.
- No co tylko się pytam.
- W sumie to planujemy- wyjechał z tekstem
Zibi.
Popatrzyłam się na niego ze zdziwieniem, on
mnie pocałował.
Do pokoju wszedł
tata.
- Dzień dobry –
przywitał się Zibi
- Hej tato –
ucałowałam tatę.
- Tato to jest mój
chłopak Zbigniew Bartman.
- To ten siatkarz
co go uwielbiasz od dzieciństwa.
Walnęłam się w
czoło.
- Tak, tato to on.
Chwilę porozmawialiśmy.
- To ja pokażę
Zibiemu mój pokój.
- Dobrze.
- Zaprowadziłam
Zibiego na górę.
- Ładny masz pokój.
Na ścianach były
plakaty siatkarzy.
Na półce parę
medalów za siatkówkę i parę z zawodów lekko atletycznych.
- Widzę, że zdolna
jesteś.
- Byłam to stare
życie.
- No nie
powiedziałbym czemu nie powiedziałaś rodzicom?
- Daj spokój nic
nie jest pewne.
- Powinnaś być
szczera z rodzicami.
- Wiem dowiedzą się
w swoim czasie.
- Otworzyłam szafę
z ubraniami.
- Wezmę parę rzeczy
skoro już jestem.
- O widzę, że masz
fajne ciuszki.
- Nie śmiej się od
roku tu nie byłam.
- Wzięłam parę
ulubionych bluzek.
- To jak zbieramy
się?
Była 17.
- Dobra muszę
odpocząć przed jutrem.
Zeszliśmy na dół.
- Mamo wzięłam parę
rzeczy.
- Dobrze kochanie
to jak w czwartek też przyjedziecie?
- Chyba tak zależy
może pojedziemy w czwartek do rodziców Zibiego.
- Aha dobra to daj
znać.
- Dobra pa.
Pożegnaliśmy się
jak zwykle mama się wzruszyła. Wsiedliśmy do auta i spowrotem.
- To może teraz ja
poprowadzę?
- Nie ja
poprowadzę.
- Co to za tekst z
ślubem mogę wiedzieć?
- No nie myślałaś o
tym?
- Nie na razie nie.
- Rozmawialiśmy
wczoraj o tym.
- Daj spokój nie
zamydlisz mi oczu jakimś klubem powiedz, że nie chcesz być ze mną.
- Chce i to bardzo.
- To widzisz. Nie
bój się wszystko będzie dobrze.
- Oby.
- Dobra koniec
tematu.
- Jedziemy do ciebie
czy do mnie?- spytałam.
- Do mnie bliżej
Podpromia.
- A może do mnie
ten tydzień miał być u mnie.
- No dobra.
Dojechaliśmy na
19:30.
- Jestem padnięta.
- Ja też.
- To dobranoc.
- Pocałował mnie.
Wstałam o dziwo
wcześnie o 7. Przebrałam się i skoczyłam do sklepu po pieczywo, gdy wstałam Zibi już wstał.
-Hej kochanie.
- Hej trzeba było
mnie obudzić poszedł bym do sklepu.
- Daj spokój to co
chcesz na śniadanie?
- Kanapki.
-Znowu?
- Tak robisz pyszne
kanapki.
- Ile zjesz?
- Nie wiem z 5.
- Dobra. Zibiemu
zrobiłam kanapki, a sobie płatki.
Zjadaliśmy.
Posprzątałam po śniadaniu i zabrałam się za obiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz