piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 27


Rozdział 27
- Podeszłam do trenera załatwił 4 bilety.
- Proszę to jest na sobotę.
- Strasznie dziękujemy .
- Nie ma za co lećcie już rodzice czekają.
- Do widzenia.
- Pa.

Podszedł do mnie Zibi i przytulił od tyłu.

- Fajnie dziewczynki no nie?- spytałam
- Fajne szkraby.
- Idź się przebierz i wykąp śmierdzisz.- uśmiechnęłam się.
- Za 10 minut wracam.

Podszedł do mnie trener.

- Hej Julka wszystko ok.?
- Tak tylko jak pomyślę, że miałam takiego skarbka w sobie i go straciłam.
- Będziecie mieć jeszcze dzieci.
- Może kiedyś.
- Idę do Zibiego pa
- Pa miłego wieczoru –dodał.
- Nawzajem.

Weszłam do szatni.

- Uwaga wchodzę!- krzyknęłam zakrywając twarz dłonią.
- Nie wygłupiaj się- zdjął mi rękę Zibi.
- Aaaa jestem nagi- zaczął krzyczeć Kosok.
- Daj spokój przecież się przebierała przy nas.- powiedział Kurek
- Hejka chłopaki co tam?
- U mnie wspaniale- powiedział Pit.
- No właśnie słyszałam- uśmiechnęłam się.
- U mnie fantastycznie.- powiedział Anderson.
- To wspaniale. Bartek a u ciebie?
- Dobrze.
- To Świetnie jak się wam dobrze układa.- powiedziałam.
- A tobie jak się układa?- spytał Kosok.
- Hymm no najgorzej nie jest, ale mam nadzieje, że będzie lepiej.
- Uuuu czyli kryzys.
- Nie, nie ma żadnego kryzysu jest dobrze jak jest na razie. Zibi długo jeszcze?
- Jeszcze pięć minut.
- No gorzej jak baba.- powiedziałam i usiadłam.
- Słyszałem.- krzyknął.

Po chwili wyszedł już gotowy Zibi.

- Idziemy?- spytałam.
- Tak.
- Pa chłopaki Dobranoc.
- Pa- krzyczeli z szatni.
- Więc mówisz, że jest dobrze.
- No tak, ale może być lepiej.
-Jedziemy do centrum?
- No trzeba by coś kupić do jedzenia lodówka świeci pustkami.
- A nie możemy jutro rano?- spytał z miną szczeniaczka.
- Nie rano mi się nie będzie chciało jedź teraz.
- No dobra.

Po 30 minutach wyszliśmy ze sklepu z pełnymi torbami zakupów.

- Teraz do domu?- spytał.
- Jak chcesz.- powiedziałam obojętnie
- A ty?
- Ja bym poszła na spacer.- powiedziałam patrząc na zachód słońca.
- To chodź.
- Serio?- spytałam zdziwiona.
- No pewnie.
- Nie jesteś zmęczony po treningu?
- Trochę, ale chodź.

I chodziliśmy po parku. Zibi chciał mnie złapać za rękę, ale mu nie pozwoliłam. Usiadłam na ławce i patrzyłam się na zachód słońca. Zibi usiadł obok i też się przyglądał.

- Zibi.
- Tak?
- Dlaczego Ci się podobam co mam w sobie takiego?
- Co to za pytanie.?
- Odpowiedz.- mówiłam patrząc mu w oczy.
- Jesteś piękna, wysoka, masz piękne niebieskie oczy. Jesteś szczupła kochasz siatkówkę, chcesz zostać siatkarką dążysz do celu. Jesteś bystra i mądra. Czego mogę chcieć więcej?
- No  nie wiem może założenia rodziny?
- No to jest moje marzenie, ale skoro mówisz, że nie to ja to rozumiem jestem dla ciebie zrobić wiele.

 Spuściłam głowę w dół. Nie wiem co mam myśleć o tym.

- Julka co jest?
- Nic.

Siedzieliśmy w ciszy dobre 30 minut. Zrobiło się ciemno i gwiazdy zaczęły pokazywać się na niebie.

- Kocham patrzeć na gwiazdy.
- Czemu?
- Nie wiem tak jakoś po prostu mają w sobie to coś. Mogłabym patrzeć na nie godzinami.

Zaczęłam się trząść z zimna. Zibi ściągnął bluzę i zarzucił mi ją na plecy.

- Będzie Ci zimno.- powiedziałam patrząc na niego.
- Ale tobie ciepło.
- Chodźmy do domu.

Złapałam go za rękę i powędrowaliśmy do auta.

- W radiu leciała Rihanna- California King Bed.
- W domu byliśmy o 21.

Rozpakowaliśmy zakupy. Poszłam się wykąpać.  Byłam padnięta położyłam się spać. Zasnęłam od razu.
Wstałam dość wcześnie była 7 ubrałam dresy i poszłam biegać przebiegłam nie cały 1 kilometr i wróciłam do domu. Po mieszkaniu chodził Zibi z telefonem w ręku.

- Do kogo dzwonisz?
- Julka! Martwiłem się o ciebie.
- Biegałam.
- A możesz na pewno? Dobrze się czujesz?
- Nie było mnie 30 minut. Krótko no nie?
- Właśnie dlaczego tak krótko?
- Bo mnie głowa zaczęła boleć.
- Wiedziałem idziesz do lekarza.
- Daj spokój mówił mi w szpitalu, że przez jakiś czas tak będzie.
- Okej chodź spać jeszcze
.
 Wzięłam szybki prysznic i położyłam się obok Zibiego.
- A ta bajka co opowiadałaś Dominice .
- Tak?
- To było o nas?
- W pewnym sensie a czemu pytasz?
- A tak z ciekawości.
- Julka.
- Tak?
- Kochasz mnie?
- Oczywiście a ty mnie?
- Pewnie.
- Dlaczego pytasz?
- Chciałem się upewnić.
- Dobranoc.
- Dobranoc.

Wstałam o 11 Zibiego nie było. Zostawił kartkę „Jestem na treningu będę o 12.”  Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić strasznie mi się nudziło. Wyszłam na miasto chodziłam jakiś czas. Było dość chłodno jak na Sierpień. Wstąpiłam do mojego trenera spytać o rozgrywki.

- Dzień dobry.
- Dzień dobry Julka jak się czujesz słyszałem o wypadku.
- Wszystko dobrze Te rozgrywki zaczynają się w tą sobotę?
- Tak czemu pytasz?
- Lekarz powiedział, że mogę ćwiczyć od jutra więc…
- Ale wiesz to zależy od ciebie zaczynają się w sobotę, ale ja Ci radze odpocznij trochę miałaś zły miesiąc. Ręka, wypadek odpocznij ja bym Ci radził jechać no nie wiem do spa, albo na 3 dniowe wakacje, żeby zapomnieć o wszystkim.
- Nie wiem trenerze może po rozgrywkach?
- Jak chcesz ja mogę Ci dać wolne w każdej chwili.
- Wiem, ale o której jutro mamy trening?
- Jak zwykle nic się nie zmieniłaś uparta jak osioł i dążąca do celu.
- Tak to ja.- Uśmiechnęłam się.
- O 10 bądź tu jutro dobra?
- Jasne to do zobaczenia jutro.
- Pa.

Była 13. Zerknęłam na telefon 4 nieodebrane połączenia od Zibiego. Usiadłam na ławce i zadzwoniłam do niego.

- Julka?
- Tak co się stało?
- No właśnie nie ma Cię w domu zacząłem się martwić.
- Będę o 15 spowrotem.
- A gdzie jesteś?
- Aktualnie w parku, ale zaraz idę do centrum handlowego muszę sobie coś kupić.
- Przyjechać po ciebie?
- Jak chcesz pa.
- Pa.

Mam dla moich czytelników niestety złą wiadomość. Muszę znowu zawiesić na czas nieokreślony. Przepraszam.

czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział 26


Rozdział 26

- No patrz jak lecę- śmiałam się.
- Pa kotku.
- Dobranoc.
- Dobranoc.

Była 20. Chwilę przeglądnęłam to co zrobiłam i wysłałam Maryśce. Byłam zmęczona nie wiem czemu przecież spałam. W sumie może dlatego odłożyłam laptopa i poszłam spać. Wstałam i 08:00. Włączyłam laptopa luknęłam na facebooka itp. Na zegarze wybiła 09. Przyszedł lekarz.

- Dzień dobry.
- Dzień dobry panie doktorze o której wypis?
- O 10 pani przyniosę.
- Dobrze dziękuję.
- A jak się pani czuje?
- Wspaniale.
- To nie mam wyjścia muszę panią wypisać.

Uśmiechnęłam się. Lekarz wyszedł napisałam do Zibiego o której ma po mnie przyjechać. Poszłam do łazienki wyglądałam strasznie. Przebrałam się w jasno dżinsowe rurki, do tego beżowa bokserka, beżowe baleriny i niebieska marynarka. Upięłam włosy w kucyka nałożyła lekki makijaż i poszłam się spakować.
Nim się obejrzałam była 10. Byłam gotowa do wyjścia. Przyszła pielęgniarka z wypisem.

- Dziękuję do widzenia.
- Do widzenia.
I wyszła zerknęłam czy wszystko wzięłam. Wszystko na to wskazywało. Zjechałam windą w dół akurat trafiłam na Zibiego.
- Hej.
- Hej  kochanie.
- Daj wezmę.
- O której trening?
- Nie mam.
- O której trening?
- O 17.
- To masz już torbę?
- Nie.

Weszliśmy do samochodu.

- To pośpiesz się bo nie zdążysz na trening.
- Ale nie idę na trening.
- Czemu?
- Bo muszę się tobą zaopiekować.
- Nie ma mowy nie będziesz opuszczać przeze mnie treningów.
- Daj spokój.
- Jesteś siatkarzem?
- No tak i co z tym wspólnego?
- To jedziesz na trening.
- Julka dobrze się czujesz? Jakoś inaczej się zachowujesz.
- Daj spokój normalnie jest.

 Byliśmy w domu 20 po 16.

- Spakowałeś torbę?
- Tak.
- To jedź na trening.
- I znowu mi uciekniesz?
- Daj spokój.
- Jaką mam mieć pewność ?
- Pojadę z tobą pasuje?
- Tak to chodź.


Chwilę później byliśmy na Podpromiu. To leć się przebrać ja idę na trybuny. Była garstka osób  patrzących na rozciągających się  siatkarzy. Zauważył mnie trener.

- Julka podejdź na chwilkę.
- Cześć trenerze.
- Już Cię wypisali?
- Tak o 16..
- A Zibi nie miał mieć wolnego?
- Nie może opuszczać treningu przeze mnie, w końcu jest siatkarzem musi się skupić na tym co robi.
-Zibi ma szczęście, że ma ciebie. Gdy chodził z Aśką to już w ogóle nie dość, że on przy niej się zmieniał to jeszcze fanów odpychał.
- Ja wiem czy tyle robie. Wydaje mi się, że nie ma dla nas przyszłości.
- Co ty mówisz? Zranił Cię ?
-  Tak dwa razy za drugim razem szpital.
- Bił Cię?
- Nie. A spróbowałby to miał by kłopoty.
- To nasze sprawy prywatne. Pożyjemy zobaczymy jak to się potoczy.
- A chciał Ci się oświadczyć czy coś?
- Tak ale odrzuciłam jego oświadczyny.
- Dlaczego ?
- Jesteśmy ze sobą od pół roku. Nie wiem może jak się jeszcze raz oświadczy to przyjmę jego zaręczyny zobaczymy zależy od sytuacji.
- Dobra przepraszam Cię chyba wszyscy są zaczniemy.
- Jasne.

Usiadłam na trybunach i patrzyłam jak ćwiczą. Nagle podeszła do mnie dziewczynka koło 6-7 lat.

- Dzień dobry pani.
- Dzień dobry.- uśmiechnęłam się.
- Pani jest dziewczyną pana Bartmana?
- Tak.. Jak masz na imię?
- Kamila.
- Proszę pani mogę prosić o Autograf?
- To poczekaj zawołam pana Bartmana to Ci da.
- To fajnie, ale ja chcę pani.
- Mój?
- Tak ładna pani jest.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się.

Podeszła chyba jej siostra.

- Dzień dobry. Kamila chodź co ja Ci mówiłam o przeszkadzaniu innym.
- Nic się nie stało jak masz na imię?
- Paulina jestem jej siostrą.
- To siadaj. Którego siatkarza lubisz?
- Naprawdę mogę?
- Jasne.
- Ja lubię Zibiego to znaczy pana Zibiego, pana Igłę, pana Kurka, pana Dobrowolskiego w sumie cały skład Ressovi.
- A trenera?
- Też.
- A masz autograf każdego?
- Nie przyjechałam z daleka mam 3 godziny do Rzeszowa.
- To ja Ci załatwię wszystkich autografy chcesz?
- Pewnie.
- To poczekaj do końca treningu to podejdziemy do wszystkich.- powiedziałam z uśmiechem.
- A nie nic jak ostatnio tu byłyśmy to była ta pani Aśka i ona niezbyt miła jest.
- Naprawdę?
- Tak.
- Moja mała siostra nawet się rozpłakała.
- Ale ja taka nie jestem.
- Wiem pani jest fajna i miła.
- Dzięki.


Dziewczynki siedziały przyglądając się jak ćwiczą siatkarze. W końcu skończył się trening.

- No to chodźcie.

Dziewczynki posłusznie poszły za mną.

- Dzień dobry panie trenerze mam tu miłe dziewczynki chciały by się zapytać o zdjęcie i autograf.- powiedziałam z uśmiechem.
- Mój?- spytał zdziwiony.
- Dziewczynki.- popatrzyłam na nie.
- Oczywiście.- powiedziała Paulina.
- Zrobi nam pani zdjęcie?- spytała.
- Pewnie.

Najpierw każda stanęła osobno potem razem. Podchodziłam z nimi do każdego siatkarza na końcu do Zibiego młodsza złapała mnie za rękę.

- Co jest Kamila?
- Boję się tego pana.
- Nie bój się chodź.

Wzięłam ją na ręce.

- Widzisz pan Bartman tylko się wydaje taki groźny.
- Bartman rozmawiał chwilę z dziewczynkami.

 Na koniec podeszły do mnie.

- A pani autograf możemy? – Spytała Kamila.
- I zdjęcie- dodała Paulina.
- Moje?
- Tak- krzyknęły razem.
- Jasne.

Podpisałam im się w zeszycie. A Zibi zrobił nam zdjęcie.

- Pa dziewczynki- pomachałam im.

 Kamila podeszła i przytuliła się do mnie.

-Byliście kiedyś na meczu?- rzuciłam jeszcze.
- Niestety nie….

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 25


Rozdział 25

Po chwili dostałam śniadanie. Nie chciało mi się zbytnio jeść. Przyszła siostra z lekarstwami.
- Jadła pani coś?
- Nie jestem głodna.
- A piła pani coś?
- Nie.
- To dobrze doktor kazał pobrać krew pani zapomniałam wczoraj pani powiedzieć.
- Teraz mam iść?
- Nie ja zaraz  przyjdę po panią.
- Dobrze.

Sięgnęłam po telefon było 20 nieodebranych połączeń. 5 od Marty, Maryśki i Karoliny. A reszta od Zibiego. Każdej napisałam, że jestem cała i nic mi nie jest, a Zibiemu, że dopiero wstałam. Po chwili do Sali wszedł lekarz.

- Dzień dobry pani.
- No nie wiem czy dobry.
- Słyszałem co było wieczorem przykro mi.
- Panie doktorze kiedy dostanę wypis?
- W tej sytuacji nie jestem pewien bo musimy pani zrobić parę badań.

Do Sali przyszła pielęgniarka.
- Proszę niech pani siada.
Usiadłam na wózku.
- A panie doktorze rano mi się w głowie kręciło czy to coś złego?
- Nie pewnie po wczorajszym. Zaraz zrobimy badania wszystko się okaże.

Pobrali mi krew, ślinę itp. W Sali byłam na 11.

- Niech pani teraz coś zje.
- Ale nie jestem głodna.
- Musi pani jeść zaraz przyniosę leki.

I wyszła. Coś mi się nie wydaje, że wyjdę jutro. Napisałam Maryśce żeby przyszła koło 12. Zjadłam kanaki które dostałam i czytałam dalej książkę. Czytałam „ Ostatnią piosenkę” Uwielbiałam ją. Zostało mi 20 stron do końca, ale postanowiłam, że chwilę odpocznę. Była 12:30 do Sali weszła pielęgniarka.
- Niech pani weźmie te leki.
- Co to za leki?
- Witaminy.
Wzięłam tabletki i popiłam wodą. Z Sali wyszła pielęgniarka a prawie biegnąc wleciała Maryśka.

- Hej Julka jak się czujesz?
- Hej spokojnie wszystko okej.
- Skończył się trening?
- Tak jadę prosto z niego.
- Mam prośbę tu są kluczyki do mieszkania. Przywieziesz mi parę rzeczy wieczorem ?
- Jasne tylko powiedz jakich?
- Kosmetyczkę na lustrze w łazience i ubrania jakieś luźne spodnie i dżinsowe do tego jakieś bluzki.
- Okej to ja zaraz je przywiozę.
- Maryśka!
- Tak?!
- Chodź tu wariatko i siadaj. – powiedziałam śmiejąc się.

Usiadła obok łóżka.

- To powiedz mi co się stało.
- Pokłóciłam się ze Zbyszkiem zagapiłam się i wjechałam w tira.
- Na pewno nic Ci nie jest?!
- Głupi ma zawsze szczęście.
- Julka  nie żartuj.
- No okej. Wiesz kto mnie wczoraj odwiedził?
- Nie kto?
- Aśka.
- Co?! Co chciała.
- Chciała wyjaśnić, że to ona na Zibiego napadła i przeprosić. No i do pomieszczenia wszedł Bartman i zaczął się na nią wydzierać. To ja z ryjem do niego, że ma wyjść i wyszedł zły, a ta się rozpłakała. Przytuliłam ją. Pocieszyłam wyszła z pokoju. A ja zaczęłam wymiotować i poczułam straszny ból brzucha. Zawieźli mnie na ginekologię i patrzyli na brzuch. Zaczęłam krwawić. Lekarz powiedział, że poroniłam.

Zapadła cisza.

- To wszystko jej wina.- mówiła oburzona.
- Daj spokój.
- Ale taka prawda.
- To moja wina bo wydarłam się na Zibiego bez powodu.
- Przykro mi Julka.
- Dobra zmieńmy temat.
- Okej.
- Masz dużo roboty?
- Tak średnio a co?
- Strasznie mi się nudzi przywieź mi laptopa. I wyślij coś bo umrę z nudów.
- No nie wiem widzę, że czytasz.
- No kończę 20 stron do końca.
- Dobra. – zerknęła na zegarek.
- Musisz iść?
- Przepraszam.
- Dobra leć, a trzymaj klucze i pozdrów Bartka.
- Dzięki pa trzymaj się kochana- powiedziała z uśmiechem.
- Pa.

O 14 przyszedł lekarz.
- Ma pani dobre wyniki, ale potrzymam panią do jutra.
- No dobrze, a panie doktorze bo ja gram w siatkówkę będę mogła jutro już iść na trening?
- Lepiej będzie jak pani dopiero w czwartek pójdzie nich pani odpocznie.
- No dobrze.

I wyszedł do Sali przyszedł Zibi.
- No zero spokoju.- powiedziałam z uśmiechem.
- To ja wychodzę.
- Ej no żartowałam chodź.
- Przyniosłem Ci owoce i więcej wody.
- Dzięki.
- Mówiłeś trenerowi?
- Tak daje nam współczucie i mówi, że nie ma sprawy.
- Dobre i to.
- Kiedy wypis?
- Jak mi się nie będzie nic działo to jutro. Zibi przytul mnie.

Podszedł i uścisnął mnie.

- Przyjadę po ciebie.
- Czemu naskoczyłeś na nią wczoraj?
- Bo pewnie znowu ci coś nagadała.
- Nie przyszła przeprosić.
- Co?
- No wyobraź sobie. Przepraszam, że naskoczyłam na ciebie.
- Należało mi się.
- Masz siłownię czy coś?
- Nie mam.
- Kłamiesz.
- Ale trener powiedział, że nie muszę, że powinienem być przy tobie.
- Ale ja Ci każe iść i nie kłóć się ze mną.
- No dobra.
- A w ogóle jak się czujesz?
- Lepiej wczoraj jeszcze wszystko mnie bolało.
- Będzie dobrze.
-  Dobra leć muszę odpocząć od samego rana miałam badania- skrzywiłam się.
- Dobra to pa kochanie.
- Pa.

Zdrzemnęłam się. Obudziłam się o 17. Przy łóżku miałam torbę z rzeczami i kartkę. Na której pisało: „ Nie chciałam Cię budzić wzięłam wszystko o co mnie prosiłaś Maryśka. PS. Bartek też Cię pozdrawia i mówi, że masz wracać do zdrowia, a i masz na poczcie” Wyjęłam laptopa, włączyłam go i od razu wzięłam się do pracy. Skończyłam przed 19. Do pokoju wpadło „parę osób” Byli tam: trener, sztab szkoleniowy i paru siatkarzy Zibi, Igła, Kosa, Anderson, Kurek, Pit.

- Cześć wszystkim.- powiedziałam zdziwiona.
- Hej horowitku.
- Co was tu sprowadza w moje skromne progi.
Zaczęli się śmiać. Podszedł do mnie trener.
- Julka masz moje współczucie.
- Dzięki, ale nie wracajmy do tego.
- Jasne.
Byli niecałe 30 minut i wyszli każdy życzył mi powrotu do zdrowia został Zibi.
- O której wypis?
- Nie wiem może rano może popołudniu napisze Ci o której masz po mnie przyjechać.
- Mówiłeś moim rodzicom?
- Nie.
- To dobrze. To był twój pomysł z nimi?
- Nie - powiedział ironicznie.
- Taaa twój i Krzyśka.
- Może.
- Dobra leć do domu.
- Jeszcze chwilkę.
- A mój samochód nadaje się do czegoś czynie?
- No miałaś szczęście, ale samochód nie.
- Super. Dzwoniłeś do adwokata?
- Po co?
- No bo ja wjechałam w Tira.
- Nie policjant mi mówił, że on w ciebie.
- Naprawdę?
- No tak był tu wczoraj jak Cię wywozili na ginekologię.
-Serio?
- No, ale powiedziałem że nie wiem czemu Cię wywożą i poszedł myślałem, że dziś był.
- Nie nikogo poza tobą i Maryśką i tych co tu byli przed  chwilą nie było może spałam.
- No nie wiem dąłem mu swój numer jakby coś chciał, ale nikt nie dzwonił.
- Okej nie chce Cię wyganiać ale spadaj bo późno.
- Wyganiasz mnie?
- Tak.
- Poczekaj do jutra. Policzymy się…….

wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 24


Rozdział 24

Wyszłam z mieszkania wsiadłam do auta rozpłakana i ruszyłam w kierunku domu jechałam szybko i zagapiłam się na drodze. Wjechał we mnie Tir. Wylądowałam w szpitalu. Obudziłam się rano. Akurat był przy mnie lekarz.

-`Gdzie ja jestem?- spytałam zdezorientowana.
- W szpitalu miała pani wypadek.
- Co mi jest?
- Jest pani poobijana tylko ty  musiał być cud, że tylko tyle i że pani żyję.
- Głupi ma zawsze szczęście.
Lekarz uśmiechnął się.
- Panie doktorze kiedy będę mogła wyjść.
- No nie tak prędko musi pani zostać na obserwacji dwa dni.
- Dobrze, a mam pytanie gdzie jest mój telefon?
- Położony w szafce obok.
- Dziękuję.

Lekarz wyszedł.

Sięgnęłam po telefon i napisałam do Igły.
- Krzysiu mogę Cię o coś prosić przywieziesz mi wodę?
Po chwili przyszła wiadomość.
- Jasne gdzie jesteś?
- W szpitalu.
- Co?! Co się stało?
- Miałam wypadek.
- Zaraz będę.

Po niespełna 15 minutach do mojej sali wszedł Krzysiek.

- Julka co Ci się stało?
- Miałam wypadek wjechałam pod Tira.
- I co Ci jest?
- Tylko poobijana jestem.
- Dzięki Bogu, że tyle.
- Przywiozłeś wodę?
- Tak proszę.
 Od razu się napiłam.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
- Która godzina?
- 9 rano.
- Masz trening?
- Tak
- To co tu jeszcze robisz leć.
- Nie będę tu z tobą.
- Daj spokój przez dwa dni nigdzie się stąd nie ruszam.
- Dwa dni tu będziesz?
- Tak na obserwacji.
- To przyjadę wieczorem z Iwoną.
- Daj spokój jeszcze jej głowę zawracaj.
- I tak wie, a i masz pozdrowienia i uściski.
- Też ją pozdrów.
- Leć na ten trening.
- No dobra lecę pa przyjdę później.


I poszedł byłam sama w pokoju. Pielęgniarka odłączyła mi kroplówkę.

- Przepraszam czy mogę zejść na dół po gazetę?
- Niech pani chwileczkę poczeka coś sprawdzę.

Wyszła z pomieszczenia za nie całe 5 minut była spowrotem.
- Lekarz wyraził zgodę.
- Dziękuję.
 Kupiłam jakołś książkę i wróciłam do pokoju. Przeczytałam pół była 12 postanowiłam się zdrzemnąć. Obudziłam się o 15. Zaczęłam dalej czytać. Po 16 ktoś wszedł do pokoju, ku mojemu zdziwieniu była to Aśka.
- Pani ma na imię Julka?
- Tak o co chodzi?
- Przyszłam zobaczyć jak się pani czuje.
- Przykro mi żyję.
- Nie no co pani nie życzę pani źle przyszłam panią przeprosić to wtedy w mieszkaniu Zibiego to naprawdę moja wina. Ja się rzuciłam na Zbyszka.
- Po co mi to pani mówi?- spytałam zdziwiona.
- Bo wiem, że ma pani za złe Zbyszkowi, za to wtedy.
- To już nie ważne.

 Do pomieszczenia wszedł Zibi.

- Co ty tutaj robisz?!- spytał stojącą Aśkę.
- Co ty od niej chcesz!- Spytałam zła.
- Pewnie znowu ci opowiada niewiadomo co!
- Zbyszek przestań! A najlepiej wyjdź!

Wkurzony wyszedł z Sali.

 Aśka usiadła rozpłakana.
- Hej nie płacz przytuliłam ją.
-Ale patrz jaki on jest wobec mnie wiem, że go zraniłam ale żeby za każdym razem jak go zobacze.
- Nie płacz on tak ma.
- Wybaczysz mi?
- Tak.
- Dzięki bardzo to dla mnie dużo znaczy.
- Przepraszam Cię, ale źle się czuje.
- Jasne to ja idę pa.

Było mi nie dobrze zaczęłam wymiotować. Wezwałam pielęgniarkę a ta lekarza przeszywał mnie ból w brzuchu. Skierowali na ginekologie. Akurat wtedy gdy mnie wywozili wszedł Zibi, Igła i Iwona.
Ja zwijałam się z bólu. Przebadali mnie. Zaczęłam krwawić. Potem dali mi środki przeciwbólowe i uspokajające.

- Pani Julio była pani w ciąży i właśnie pani poroniła.
- Co jak to?
- To był 4 tydzień.
Łzy zaczęły mi spływać.
- Ale ja nie czułam żadnych objawów.
- Objawy są w 3 miesiącu połową drugiego.

W końcu zawieźli mnie do Sali. Od razu weszła cała trójka.

- Co ci jest? –spytał Igła.
- Właśnie się dowiedziałam, że byłam w ciąży.- mówiła spokojnie.
- Jak to byłaś? –spytała Iwona
- Przed chwilą poroniłam dlatego mnie wywozili czułam straszny ból brzucha i wymiotowałam.

Podeszła do mnie Iwona i mnie przytuliła

- Mogę was o coś prosić?- spytałam.
- Jasne- powiedział Igła.
- Zostawcie nas samych.

Krzysiek z Iwoną wyszli. Ja patrzyłam w okno. Po policzkach leciały mi łzy. Podszedł do mnie Zibi i mnie przytulił.

- Proszę nie płacz i wróć do mnie.- mówił ze smutkiem w głosie.
- Byłam w ciąży. Mogliśmy mieć dziecko.- patrzyłam na niego.
- To moja wina wybacz….
- To nie twoja wina, to przez wypadek.
- Który był przeze mnie.
- Daj spokój. Będziemy mieć dzieci obiecuję.

Zibi się na mnie popatrzył i mnie przytulił. Wzięłam jego głowę w ręce i pocałowałam go.

- Wracaj do domu jest już 22 późno jutro masz trening.
- Nie pójdę przyjadę do ciebie.
- Proszę nie kłóć się ze mną. Idź jutro powiesz trenerowi dlaczego mnie dziś nie było i powiesz, że za tydzień wrócę.
- No dobrze.
- Zawołaj Ignaczaków.

Po chwili w Sali pojawili się Iwona z Krzyśkiem.

- Dziękuję, że przyjechaliście miło z waszej strony. Cieszę się, że was poznałam jesteście naprawdę niesamowitymi ludźmi.
- Nie schlebiaj nam tak.
- Ale to prawda naprawdę cieszę się że was poznałam- Powiedziałam uśmiechając się.

Wtedy podeszli i mnie przytulili.

- No dobra koniec tych czułości. Wracajcie do dzieciaków jest późno jutro też jest dzień ja muszę odpocząć.
- Dobra to my idziemy trzymaj się.
- Dobranoc.
- Zibi zostaniesz chwileczkę?- spytałam.
- Jasne.
Podejdź do mnie. Usiadł na łóżku, a ja go przytuliłam.
- Dobra idź.
- Nie zapomniałaś o czymś?
Pocałowałam go.
- Dobranoc idź już bo zaraz Cię wygonią.
- Dobranoc kochanie.

Wyszedł ja leżałam chwilę w szoku. Dlaczego ja nie czułam  żadnych objawów? Po co wsiadłam za kierownice? Pytania chodziły mi po głowie. W końcu zasnęłam. Obudziłam się o 09:00. Poszłam do łazienki trochę kręciło mi się w głowie. Wyglądałam strasznie. Wróciłam i dalej zaczęłam czytać książkę.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 23


Rozdział 23

Dzieci zjadły 5 kanapek.
- Ciociu chce mi się spać.- mówiła trząc swoje oczka.
- To może z wujkiem położy Cię spać? – spytałam patrząc na reakcje Zibiego.
- Ale ciociu ja chcę, żebyś ty mnie położyła spać.
- Dobrze to chodź.
- Ciociu?
- Tak?
- Weźmiesz mnie na rączki?- spytała robiąc maślane oczka.
- Pewnie chodź.

Wzięłam małą na ręce ta się do mnie przytuliła.

- Tylko gdzie ty masz pokoik?
- Tam wskazała palcem.

Położyłam ją na łóżku.

-Ciociu przebierz mnie w piżamki.

Zrobiłam duże oczy.

- A gdzie masz piżamki?
- Tam wskazała na szufladę.

 Wzięłam jasno niebieskie i ubrałam małą.

- Ciociu opowiedz mi bajkę.
- A o czym?
- O księżniczce.
- Więc dawno, dawno temu żyła piękna królewna niebiesko oka. Każdy książę się za nią oglądał, ale Księżniczka nie chciała żadnego z nich. Pewnego razu w jej życiu pojawił się wysoki brunet, który spodobał się królewnie. Książe zakochał się od pierwszego wejrzenia w niej. Księżniczka była szczęśliwa czuła motylki w brzuchu. Pewnego razu Książe postanowił się oświadczyć królewnie, lecz ona nie była tego pewna. Uciekała więc z zamku chodząc po lesie. Cały czas się zastanawiała co ma zrobić. Wracając napotkała na swojej drodze leśnego stwora, który porwał ją. Książe zaczął szukać królewny w końcu znalazł ją w jaskini w której żył leśny stwór. Zabił stwora uratował księżniczkę i wrócili na zamek.
Królewna postanowiła wyjść za księcia. Mieli ogromne wesele niedługo potem bocian przyniósł im synka. 
I żyli długo i szczęśliwie.

Dominika zasnęła. Zeszłam po cichu na dół Sebastian grał z Zibi w jakołś grę. Ja posprzątałam po kolacji. W końcu i Sebastian wysiadł.

- Ciociu położysz mnie spać?
- A czemu nie z wujkiem?
- Wolę ciebie.
- No dobrze chodź.

Przebrał się i położył. Jemu nie musiałam mówić bajki sam mówił o różnych grach, aż zasnął.
Zeszłam na dół była 21:30.

- Pewnie zaraz Igła przyjedzie z Iwoną.
- Pewnie tak.
- Ładą bajkę opowiedziałaś Dominice.
- Podsłuchiwałeś?!- powiedziałam oburzona.
- Kawałek. Dobrze sobie radzisz z dziećmi.
- Dzięki jak byłam młodsza opiekowałam się swoją siostrą cioteczną jest w wieku Dominiki.
- Co robimy?- spytał.
- Jakiś film włącz.
- Okej.
Przełączył na jakiś film romatyczny. Oczywiście Zibi usnął. Czas szybko zleciał była 23. Do domu wrócili Krzysiek i Iwona w bardzo dobrych humorach. Wstałam i zaczęłam się zbierać obudziłam Zibiego, a do salonu wparował Igła.

- Jak wam minął wieczór? – spytał.
- Dobrze dzieciaczki śpią. A wam jak minął wieczór?- spytałam.
- Świetnie – powiedział Igła.
- To my już pojedziemy.
- To pa do jutra.
- Pa rzuciła Iwona z kuchni.

Wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy. W domu byliśmy dość szybko. Weszłam do mieszkania wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Obudził mnie piękny świt słońca. Nie chciało mi się wstawać, więc obróciłam się na drugi bok i spałam dalej. Po 10, ktoś mnie próbował obudzić.

- Julka, wstawaj- mówił Zibi gładząc mnie po policzku.
- Nie daj mi pospać jeszcze godzinkę.
Po chwili i Zibi do mnie dołączył.
- To ja pośpię z tobą.

Obudziłam się o 12. Zibi coś robił w kuchni. Wzięłam prysznic. Wyszłam w ręczniku Zibi gdzieś wyszedł. To było dziwne 2 dzień pod rząd wyszedł bez słowa. Zjadłam śniadanie, spakowałam swoje rzeczy wzięłam klucze od samochodu. Zostawiłam kartkę na stole, że po resztę rzeczy wrócę wieczorem. Zamknęłam mieszkanie i pojechałam do swojego mieszkania. Zostawiłam rzeczy i zadzwoniłam do Kaśki.
Umówiłam się z nią na 14 do kawiarni, więc miałam trochę czasu. Chodziłam bez sensu po Rzeszowie. Przypomniałam sobie, że mam lustrzankę w aucie. Wzięłam ją i zaczęłam robić zdjęcia. Dzień był piękny. Choć za niedługo ma być jesień to naprawdę wieje ciepły wiaterek. Była 13:40 więc wybrałam się w stronę kawiarni w której miałam się spotkać z Kasią. Po 10 minutach drogi byłam na miejscu. Kasia jak zwykle prze czasem.

- Hej.
- Hej. Powiedziałam ze smutkiem w głosie.
- Co jest?- spytała widząc mnie w złym stanie.
- Odeszłam od Zbyszka.
- Co?! Czemu? Jak to byliście taką świetną parą.
- Zaczął się dziwnie zachowywać wychodzić bez słowa gdzie jest za ile wróci. Ma zły humor nie wiem o co mu chodzi nie chce ze mną rozmawiać nie odbiera ode mnie telefonów. Nie wiem o co mu chodzi napisałam mu kartkę, że wrócę wieczorem po resztę rzeczy.

                                                                               ****
Siedzieliśmy tak w ciszy 10 minut. Nagle zadzwonił do mnie telefon to był Igła.
- Przepraszam muszę odebrać.- Powiedziałam wychodząc na pole
-Jasne.- powiedziała Kasia.

- Hej Krzysiu co tam?
- Hej Julka dzięki za wczoraj mam u ciebie dług.
- Nie no coś ty chętnie zaopiekowałabym się dzieciakami jeszcze raz.
- Cały czas o tobie mówią i pytają kiedy znów przyjdziesz do nich. Coś ty im zrobiła?
- Nic takiego w sumie tylko kolacje i Dominice opowiedziałam  bajkę na dobranoc, a Sebastian opowiadał mi o jakiejś grze i zasnął.
- Julka wszystko  w porządku masz jakiś inny głos.
- Nie wszystko okej.
- Na pewno? Co Ci zrobił Zibi?
- Nic odeszłam od niego.
- Co?!
- Przepraszam Cię, ale nie chce o tym mówić pa.
- Pa.
- Wróciłam do kawiarni była 16.
- Kasiu ja już pójdę dobrze?
- Dobra trzymaj się.
- Dzięki pa.

Znowu chodziłam po Rzeszowie i robiłam zdjęcia. Zadzwonił do mnie telefon o 17. To był Bartman.

- Julka co to ma znaczyć?!
- Nie unoś się będę o 18 pogadamy pa.
I się rozłączyłam. Poszłam w kierunku domu porobiłam parę zdjęć. Wpół do 18 byłam w domu. Wzięłam prysznic przebrałam się, nałożyłam lekki makijaż. Wzięłam klucze od domu i samochodu. Zamknęłam mieszkanie i ruszyłam w stronę domu Zibiego. O równej 18 byłam pod jego drzwiami. Zadzwoniłam on szybko otworzył. Weszłam do środka.

- Wejdź proszę do kuchni.
- Dobra.

W kuchni stałą herbata i jakieś ciasto.

- Spodziewasz się gości?- Spytałam.
- Dokładniej ciebie.
- Myślałam, że dom będzie pusty. To ja się spakuje, a potem porozmawiamy.
- Proszę porozmawiajmy teraz.
- No dobrze.

Usiadłam przy stole.

- Więc co chcesz wiedzieć?
- Dlaczego?!
- Nie układało nam się najlepiej. Ty gdzieś wychodzisz bez słowa wracasz zły nie odzywasz się do mnie. Nie wiem co źle zrobiłam. Postanowiłam, że tak będzie lepiej.
- Dla kogo?
- Dla nas nie widzisz, że to nie ma sensu? Odkąd odrzuciłam twoje oświadczyny stałeś się inny nie taki jakiego Cię poznałam. Zmieniłeś się. Tego się obawiałam na początku ale byłam z tobą w końcu Cię kocham….
- Na pewno nie dla nas…
- Daj spokój nie wiem gdzie wychodzisz na początku było inaczej było pięknie!!!

Wstałam  rozpłakana i poszłam pakować resztę swoich rzeczy.

- Julka przestań! Co ty robisz! Nie pakuj się ja zmienię się.
- Jaką mam mieć pewność?

Była cisza wzięłam swoje rzeczy i szłam w kierunku wyjścia. Bartman mnie złapała za rękę.

- Nie odchodź.- mówił ze smutkiem.
- Puść mnie!
- Nie, nie puszczę błagam nie odchodź i klęknął przede mną.
- Co ty robisz?!
- Julka kocham Cię, zawsze kochałem błagam daj mi jeszcze szanse.
- Słuchaj dawałam Ci już szanse jak się lizałeś z Aśką.
- Wiem, ale błagam Cię cholernie mi zależy na tobie.
- Właśnie widać… wybacz- mówiłam płaczem.

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 22


Rozdział 22

- Hej Julka wpadniesz o 17?
- Tak jasne tylko dzwonie w innej sprawie.
- Nie przyjedziesz?!
- Przyjadę tylko chciałam się zapytać czy nie wiesz gdzie jest Zibi wyszedł dwie godziny temu i zaczynam się martwić nic nie mówił tylko wyszedł.
- Nie martw się na pewno wróci zaraz.
- Oby dobra kończę pa.
- Do zobaczenia.

Kurcze naprawdę zaczynam się martwić. Dobra posprzątam jeszcze salon i korytarz. Obiad skończony. Zajęło mi to dość sporo czasu skończyłam chwilę przed 16. Zibiego dalej nie było. Zadzwoniłam do niego, w końcu odebrał.

- Zibi gdzie jesteś?
- Jadę właśnie do domu.
- Za ile będziesz za 20 minut.
- Dobra pa.
- Pa.

Zaczęłam się ubierać. Zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa do wyjścia. Wyszłam z łazienki, a do somu wszedł Zibi.

- Gdzie byłeś cały dzień?
- Musiałem coś załatwić.
- A mogę wiedzieć co?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Głodny?
- Tak co na obiad?
- Risotto.

Szybko odgrzałam mu obiad. Zibi zjadł w błyskawicznym czasie. Ja zaczęłam zbierać się do wyjścia.

- Wychodzisz?
- Tak idę pilnować dzieci Igły.
- A to ja zadzwonię do Krzyśka pojadę z tobą.
- Dobra to ja jeszcze wezmę torebkę z sypialni.

Weszłam do sypialni na łóżku leżała karteczka z jakimś planem nawet dobrze się nie przyjrzałam bo do sypialnie wszedł Zibi.

- To jak jedziemy?
- Jasne.

Po niespełna 20 minutach byliśmy pod domem Ignaczaków. Krzysiek wybiegł nas powitać.

- Cześć nareszcie już się martwiłem.
- Hej to tak o której wracacie?- spytałam.
- Myślę, że koło 22.
- To będziecie szaleć- rzucił Bartman.
- Daj mu spokój lepiej bierz z niego przykład- powiedziałam oschle.
- Może to nie najlepszy pomysł waszą dwójkę razem. –spytał  z powagą.
- Daj spokój uwielbiam dzieci, damy radę.

Wtedy Bartman się na mnie popatrzył ze zdziwieniem.

- To może nie będziemy stać tak na polu.- powiedziałam.
- Oczywiście wejdźcie.
- Julka poznam Cię z Iwoną.
- Świetnie.
- Iwona kochanie możesz na chwilkę?
- Zaraz.
- Ale na chwileczkę.
- No dobrze.
- Iwona to jest Julia przyszła opiekować się naszymi szkrabami.
- Miło mi.- wyciągnęłam rękę.
- Chwała Bogu Julka pomożesz mi- powiedziała żona Krzyśka.
-Pewnie.

Złapała mnie za rękę i pociągnęła do garderoby.

- Słuchaj mam dylemat pomożesz mi wybrać miedzy tą czarną, tą i tą czerwoną.
- A możesz przymierzyć wszystkie?
- Pewnie tylko wiesz 18 wychodzimy z Krzyśkiem.
- Damy radę- i uśmiechnęłam się.

Przymierzyła każdą zaczynając od czerwonej.

- Matko wyglądasz przepięknie w każdej.
- To mi doradziłaś.
- Spokojnie którą byś ty wykluczyła?
- Chyba tą długą czarną.- powiedziała rzucają ją na łóżko.
- To teraz tak czarna czy czerwona. Hymm… Mam pomysł. Zapytamy Krzyśka który kolor bardziej lubi.
- Dobra.
- Igła mam pytanie wolisz czarny czy czerwony kolor?
- To moją kochaną żonę w czerwonym.
- Okej.
- To teraz tak masz do niej buty?
- Tak.
- To ubieraj czerwoną.
- Wyglądasz w niej naprawdę pięknie.
- Dziękuje za pomoc.
- Dobra to nic takiego.
- Julka?
- Tak?
- Zrobisz mi włosy? Proszę- i zrobiła minę szczeniaczka.
- Hahaha jasne.

Zrobiłam jej  loki wyglądała naprawdę pięknie. Do tego makijaż. Po prostu wyglądała bajecznie.

- A igła jak się ubierze?- spytałam.
- Szczerze to nie wiem.
- A gdzie idziecie?
- Na kolacje, a potem coś zaplanował.
- To ja mam pomysł zobaczę jak wygląda i jak coś powiem mu, żeby się przebrał dobra?
- Była bym Ci wdzięczna.
- Dobra później podziękujesz.

Zeszłam na dół szukając Igły znalazłam Sebastiana i Dominiczkę oglądających kreskówki.

- Hej jestem Julka, gdzie poszedł tatuś?
- Na pole z wujkiem Zbyszkiem.- powiedział Sebastian.
- Dzięki.

Wyszłam na pole zerknąć jak Igła się prezentuje.

- No hej chłopaki.
Zaszokowało mnie to zobaczyłam Igłę w graniaku.
- Łoł Igła, ale wyglądasz.
- Mam iść się przebrać?
- Nie w żadnym razie.
- Wyglądasz świetnie.
- Yyy dzięki.
- Okej ja idę do Iwony zaraz powinnyśmy zejść.
- No pośpiesz ją mamy 5 minut do wyjścia.
- Nie martw się damy radę. Popatrz na szkraby jeszcze. – Uśmiechnęłam się.

Szybkim krokiem udałam się do Sypialni Ignaczaków.

- To jak gotowa?
- Tak.
- To chodź Krzysiek już się niecierpliwi.
- A to norma u niego.

Zeszłam szybciej i powiedziałam chłopakom żeby weszli do domu. Akurat ze schodów schodziła Iwona.
Obydwoje stanęli jak wryci.

- Kochanie- zaniemówił Igła.
- Tak?- spytała z uśmiechem Iwona.
- Wyglądasz bajecznie.
- Dziękuję jedziemy?- spytała Iwona.
- A tak tylko jeszcze parę słów do naszych skarbów.- uśmiechnął się Krzysiek.
- Sebastian, Dominika macie słuchać cioci Juli i wujka Zbyszka macie być grzeczni ja będę wszystko wiedzieć. Pa.
- Dobrze tatusiu pa.
- Pa tato pa mamo- powiedział Sebastian.
- Sebastian jasne?- spytał igła zmarszczając brwi.
- Tak.
- Julka dzwoń jak coś dobrze- spytali równocześnie.
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby bawcie się dobrze.
- Dzięki pa.
- Pa.

Wyszli Bartman poszedł do łazienki, a ja podeszłam do dzieci.

- To co zjecie na kolacje?

Poparzyli na mnie.

- Kanapki!- krzyknęli radośnie.
- Dobrze, a do picia kakao?
- Taak!- Uśmiechnęli się.
- To zaraz przyjdę z kanapkami.

Na początku nie mogłam nic znaleźć, ale zawołałam Sebastiana i powiedział gdzie co jest. Oczywiście Dominika przyszła zaraz za nim uważnie przyglądając się mi co robię. Zibi usiadł w kuchni pisząc z kimś na komórce. Zrobiłam 10 kanapek i kakao dla dzieci.

- To smacznego. – powiedziałam uśmiechając się.
- Dziękujemy- powiedziały jak zwykle chórkiem.