wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 24


Rozdział 24

Wyszłam z mieszkania wsiadłam do auta rozpłakana i ruszyłam w kierunku domu jechałam szybko i zagapiłam się na drodze. Wjechał we mnie Tir. Wylądowałam w szpitalu. Obudziłam się rano. Akurat był przy mnie lekarz.

-`Gdzie ja jestem?- spytałam zdezorientowana.
- W szpitalu miała pani wypadek.
- Co mi jest?
- Jest pani poobijana tylko ty  musiał być cud, że tylko tyle i że pani żyję.
- Głupi ma zawsze szczęście.
Lekarz uśmiechnął się.
- Panie doktorze kiedy będę mogła wyjść.
- No nie tak prędko musi pani zostać na obserwacji dwa dni.
- Dobrze, a mam pytanie gdzie jest mój telefon?
- Położony w szafce obok.
- Dziękuję.

Lekarz wyszedł.

Sięgnęłam po telefon i napisałam do Igły.
- Krzysiu mogę Cię o coś prosić przywieziesz mi wodę?
Po chwili przyszła wiadomość.
- Jasne gdzie jesteś?
- W szpitalu.
- Co?! Co się stało?
- Miałam wypadek.
- Zaraz będę.

Po niespełna 15 minutach do mojej sali wszedł Krzysiek.

- Julka co Ci się stało?
- Miałam wypadek wjechałam pod Tira.
- I co Ci jest?
- Tylko poobijana jestem.
- Dzięki Bogu, że tyle.
- Przywiozłeś wodę?
- Tak proszę.
 Od razu się napiłam.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
- Która godzina?
- 9 rano.
- Masz trening?
- Tak
- To co tu jeszcze robisz leć.
- Nie będę tu z tobą.
- Daj spokój przez dwa dni nigdzie się stąd nie ruszam.
- Dwa dni tu będziesz?
- Tak na obserwacji.
- To przyjadę wieczorem z Iwoną.
- Daj spokój jeszcze jej głowę zawracaj.
- I tak wie, a i masz pozdrowienia i uściski.
- Też ją pozdrów.
- Leć na ten trening.
- No dobra lecę pa przyjdę później.


I poszedł byłam sama w pokoju. Pielęgniarka odłączyła mi kroplówkę.

- Przepraszam czy mogę zejść na dół po gazetę?
- Niech pani chwileczkę poczeka coś sprawdzę.

Wyszła z pomieszczenia za nie całe 5 minut była spowrotem.
- Lekarz wyraził zgodę.
- Dziękuję.
 Kupiłam jakołś książkę i wróciłam do pokoju. Przeczytałam pół była 12 postanowiłam się zdrzemnąć. Obudziłam się o 15. Zaczęłam dalej czytać. Po 16 ktoś wszedł do pokoju, ku mojemu zdziwieniu była to Aśka.
- Pani ma na imię Julka?
- Tak o co chodzi?
- Przyszłam zobaczyć jak się pani czuje.
- Przykro mi żyję.
- Nie no co pani nie życzę pani źle przyszłam panią przeprosić to wtedy w mieszkaniu Zibiego to naprawdę moja wina. Ja się rzuciłam na Zbyszka.
- Po co mi to pani mówi?- spytałam zdziwiona.
- Bo wiem, że ma pani za złe Zbyszkowi, za to wtedy.
- To już nie ważne.

 Do pomieszczenia wszedł Zibi.

- Co ty tutaj robisz?!- spytał stojącą Aśkę.
- Co ty od niej chcesz!- Spytałam zła.
- Pewnie znowu ci opowiada niewiadomo co!
- Zbyszek przestań! A najlepiej wyjdź!

Wkurzony wyszedł z Sali.

 Aśka usiadła rozpłakana.
- Hej nie płacz przytuliłam ją.
-Ale patrz jaki on jest wobec mnie wiem, że go zraniłam ale żeby za każdym razem jak go zobacze.
- Nie płacz on tak ma.
- Wybaczysz mi?
- Tak.
- Dzięki bardzo to dla mnie dużo znaczy.
- Przepraszam Cię, ale źle się czuje.
- Jasne to ja idę pa.

Było mi nie dobrze zaczęłam wymiotować. Wezwałam pielęgniarkę a ta lekarza przeszywał mnie ból w brzuchu. Skierowali na ginekologie. Akurat wtedy gdy mnie wywozili wszedł Zibi, Igła i Iwona.
Ja zwijałam się z bólu. Przebadali mnie. Zaczęłam krwawić. Potem dali mi środki przeciwbólowe i uspokajające.

- Pani Julio była pani w ciąży i właśnie pani poroniła.
- Co jak to?
- To był 4 tydzień.
Łzy zaczęły mi spływać.
- Ale ja nie czułam żadnych objawów.
- Objawy są w 3 miesiącu połową drugiego.

W końcu zawieźli mnie do Sali. Od razu weszła cała trójka.

- Co ci jest? –spytał Igła.
- Właśnie się dowiedziałam, że byłam w ciąży.- mówiła spokojnie.
- Jak to byłaś? –spytała Iwona
- Przed chwilą poroniłam dlatego mnie wywozili czułam straszny ból brzucha i wymiotowałam.

Podeszła do mnie Iwona i mnie przytuliła

- Mogę was o coś prosić?- spytałam.
- Jasne- powiedział Igła.
- Zostawcie nas samych.

Krzysiek z Iwoną wyszli. Ja patrzyłam w okno. Po policzkach leciały mi łzy. Podszedł do mnie Zibi i mnie przytulił.

- Proszę nie płacz i wróć do mnie.- mówił ze smutkiem w głosie.
- Byłam w ciąży. Mogliśmy mieć dziecko.- patrzyłam na niego.
- To moja wina wybacz….
- To nie twoja wina, to przez wypadek.
- Który był przeze mnie.
- Daj spokój. Będziemy mieć dzieci obiecuję.

Zibi się na mnie popatrzył i mnie przytulił. Wzięłam jego głowę w ręce i pocałowałam go.

- Wracaj do domu jest już 22 późno jutro masz trening.
- Nie pójdę przyjadę do ciebie.
- Proszę nie kłóć się ze mną. Idź jutro powiesz trenerowi dlaczego mnie dziś nie było i powiesz, że za tydzień wrócę.
- No dobrze.
- Zawołaj Ignaczaków.

Po chwili w Sali pojawili się Iwona z Krzyśkiem.

- Dziękuję, że przyjechaliście miło z waszej strony. Cieszę się, że was poznałam jesteście naprawdę niesamowitymi ludźmi.
- Nie schlebiaj nam tak.
- Ale to prawda naprawdę cieszę się że was poznałam- Powiedziałam uśmiechając się.

Wtedy podeszli i mnie przytulili.

- No dobra koniec tych czułości. Wracajcie do dzieciaków jest późno jutro też jest dzień ja muszę odpocząć.
- Dobra to my idziemy trzymaj się.
- Dobranoc.
- Zibi zostaniesz chwileczkę?- spytałam.
- Jasne.
Podejdź do mnie. Usiadł na łóżku, a ja go przytuliłam.
- Dobra idź.
- Nie zapomniałaś o czymś?
Pocałowałam go.
- Dobranoc idź już bo zaraz Cię wygonią.
- Dobranoc kochanie.

Wyszedł ja leżałam chwilę w szoku. Dlaczego ja nie czułam  żadnych objawów? Po co wsiadłam za kierownice? Pytania chodziły mi po głowie. W końcu zasnęłam. Obudziłam się o 09:00. Poszłam do łazienki trochę kręciło mi się w głowie. Wyglądałam strasznie. Wróciłam i dalej zaczęłam czytać książkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz